Gdy wiał wiatr z zachodu, nam pachniało razowym, żytnim chlebem. Naszym. Mieliśmy już dosyć tutejszych pirohów; które na początku nam tak smakowały – wspominała moja babcia bieżeńskie lata w Donskoje, w Stawropolskim kraju. Historia wiele mówi o złożoności pobytu w Rosji. Pewnie dlatego została zapamiętana w rodzinie.
Wspomnienia o bieżeństwie się rwą… Trudno dziś o pełne historie, które tworzyłyby całościowy obraz tych 5-7 lat spędzonych poza rodzinnym domem. Nic dziwnego – świadków praktycznie już nie ma, pozostały zasłyszane od dzieci czy wnuków bieżeńców historie. W pamięci rodzinnej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie zostały obrazy, sceny, szczegóły. Najczęściej te najmocniejsze, wywołujące najsilniejsze emocje u opowiadających oraz /albo słuchających. Pewnie trochę przekręcane, zmieniane – taka już natura naszej pamięci. Owe wspomnienia, nawet te magiczne i nieprawdopodobne ciekawą mówią wiele o świecie naszych dziadków czasem o wiele więcej niż historyczny podręcznik: pokazują emocje, wartości. Wreszcie mówią o nas samych i tym, co dla nas ważne. Dlatego warto tych wspomnień posłuchać i im się przyjrzeć.
Powspominajmy więc, co w naszej pamięci zostało z opowieści dziadków? Jakie obrazy? Jakie emocje?
Ja np. mam kilka takich zapamiętanych z dawnych opowieści (babcia-bieżenka umarła, jak miałam 7 lat) obrazków:
- Straszliwa droga do Rosji – ludzie mrą jak muchy, w rowach przy drodze rozkładają się ciała nie pogrzebanych zwłok. Albo zakopuje się je płytko, w pośpiechu i jedzie się dalej. To porzucanie zwłok bliskich albo grzebanie ich nie wiadomo gdzie, jest do dziś w naszej kulturze takim tabu….
- Bardzo dobrzy ludzie, którzy przyjmują bieżeńców z otwartymi rękami. To chyba najczęstszy motyw w opowieści o pobycie w Rosji, z jakim się zetknęłam: że po tej strasznej drodze ludzie zostali wspaniale przyjęci przez zwykłych ludzi, którzy przyjęli ich pod swój dach, niczym najbliższych krewnych.
- Zboże wysypywane do rzeki przez Czerwonych, gdy zaczęła się rewolucja. Ten obrazek pojawia się w wielu opowieściach. Na chłopach dobrze znających głód takie marnowanie zboża – przyszłego chleba – musiało być wstrząsem. Ba, na mnie dziś przechodzą ciarki, gdy o tym myślę, moje „gospodarskie” geny się odzywają…
- Historia o tęsknocie za ciemnym swojskim chlebem, przytaczana na początku tekstu. Tam, gdzie byli moi dziadkowie, na urodzajnych glebach rosła pszenica, żyta nie uprawiano. Chleba było pod dostatkiem (przynajmniej do rewolucji), ale białego, pszennego. Luksus, w końcu obrzydł. Tęsknota, o której być może nie potrafiono rozmawiać, przejawiała się jako tęsknota za chlebem…
A Wy jakie obrazy z rodzinnych opowieści pamiętacie?