Zagadki z rodzinnych opowieści
Aneta Prymaka-Oniszk: „Wywodzę się z Ziemi Lubuskiej” – pisze Pan na swoim blogu genealogicznym. Te tereny nijak się nie kojarzą z bieżeństwem. Jednak nie tak dawno odkrył Pan tę historię w dziejach części swojej rodziny, która w dodatki była prawosławna…
Daniel Paczkowski*: Do tego odkrycia dochodziłem etapami. Jako dziecko mieszkałem w wieżowcu na jednym z gorzowskich osiedli. W wieżowcu obok mieszkała babcia Feliksa. Gdy byłem w drugiej klasie podstawówki, ze Świebodzina przyjechała jej mama; mówiliśmy na nią babcia Agata. Prababcia sporo opowiadała o Pińsku, z którego pochodziła, o czasach I wojny światowej, gdy wraz z braćmi – Antonim i Janem wyjechała na roboty przymusowe do Niemiec. Dowiedziałem się też, że ci bracia zostali po II wojnie w Pińsku, w ZSRR.
Przed każdym posiłkiem prababcia wyciągała książeczkę do nabożeństwa i modliła się. Zapamiętałem, że żegnając się, składała ona trzy palce. Dopiero gdy przeprowadziłem się tu, na Podlasie, zdałem sobie sprawę, że w taki sposób modlą się wyznawcy prawosławia.
Wtedy zaczął się Pan interesować tym wątkiem w rodzinnej historii? Czy o prawosławnych przodkach Pan już wcześniej słyszał?
Nie słyszałem. Nikt w rodzinie o tym nie mówił. Babcia, którą pytałem, czy jej mama pochodziła z rodziny prawosławnej, nic nie potrafiła o tym powiedzieć.
Gdzieś w 2003 lub 2004 roku, gdy zacząłem interesować się genealogią rodzinną, pojechałem do Gorzowa sfotografować należące do babci stare dokumenty. Gdy zacząłem je przeglądać, moją uwagę zwróciły dwa dokumenty dotyczące, wydawałoby się, tego samego wydarzenia, ale z różnymi datami. Jeden to wypis aktu ślubu moich pradziadków Stefana i Agaty z parafii katedralnej w Pińsku, z których wynika, że ślub odbył się 15 kwietnia 1925 roku. Drugi to kopia zaświadczenia, wydana w 1940 roku, dotycząca ślubu tych samych pradziadków z 14 października 1923 roku.
Pozostałe dokumenty coś wyjaśniały?
Nie. Wręcz zaciemniały. Gdy zacząłem je analizować, dopatrzyłem się jeszcze jednej zagadki. Babcia zawsze mówiła, że jej dziadek, mój prapradziadek, miał na imię Feliks. I rzeczywiście w wielu dokumentach, które oglądałem (z reguły powojennych) mój prapradziadek figurował pod tym imieniem. Ale babcia miała też zaświadczenie swojej mamy wydane przez NKWD w marcu 1940 roku w Pińsku, gdzie ojciec prababci Agaty był zapisany jako Filip. Gdy pytałem o to babci, mówiła, że to na pewno pomyłka, zwłaszcza że swoje imię Feliksa miała zawdzięczać rodzinnej pamięci o dziadku. Zagadki więc dopiero się zaczynały…
Wtedy też usłyszałem, że rodzina prababci Agaty została po I wojnie światowej w Rosji, gdzie wcześniej wyjechali.
Czy padało słowo: bieżeństwo?
Nie, słowo bieżeństwo nigdy nie padało. Babcia, poza tym, że jakaś rodzina została w Rosji, nic więcej nie potrafiła powiedzieć. Myślę, że w dzieciństwie w jej rodzinie nie przywiązywano wagi do historii rodzinnej, liczyła się raczej codzienna walka o byt w licznej i biednej rodzinie.
Udało się Panu dowiedzieć się czegoś więcej o tym wątku rodzinnym?
Powoli próbowałem to wyjaśnić. Zamieściłem ogłoszenie na pińskim forum miejskim o poszukiwaniu kontaktu z potomkami Antoniego i Jana Szczerbaczewiczów (bracia prababci Agaty, którzy zostali w rodzinnym mieście). Odpowiedział na nie Edward Złobin, piński historyk i archiwista. Odnalazł na tamtejszym starym cmentarzu, w części prawosławnej, nagrobek mojego prapradziadka Filipa Szczerbaczewicza, tego, który w wielu dokumentach i wspomnieniach babci figurował jako Feliks. Nagrobek był zniszczony, brakowało krzyża z górnej części pomnika, natomiast inskrypcja nagrobna zapisana była w języku rosyjskim, cyrylicą. Prapradziadek zmarł w roku 1911. Wynikało z tego, że był prawosławny i nazywał się Filip.
Skąd więc wziął się Feliks?
Nie mam pojęcia. Może to była próba spolszczenia imienia Filip?
W międzyczasie dzięki popularnemu forum genealogicznemu Genpol pozyskałem zdjęcie nagrobka siostry prababci Agaty – Elżbiety, zwanej Lizą, odnalezionego na cmentarzu prawosławnym w Łodzi. Wiedziałem, że Liza mieszkała w tym mieście i zmarła w latach 80. Nawiązałem kontakt z jej córką Heleną, która potwierdziła, że prapradziadek miał na imię Filip i był prawosławny.
Dowiedział się Pan też od niej czegoś o bieżeństwie?
Tak. Właściwie jedyne informacje, jakie posiadam o tym wydarzeniu w mojej rodzinie, uzyskałem od cioci Heleny. Według niej wdowa po zmarłym w 1911 roku Filipie, Paulina Szczerbaczewicz wraz z dziećmi wyjechała do Rosji w 1915 roku. Jest tu jednak sporo niejasności. Z opowieści prababci Agaty wynikało, że trójka dzieci mojej praprababci: Agata i jej dwaj bracia Jan i Antoni, zdążyli podczas I wojny być na robotach przymusowych w Niemczech i wrócili do Pińska tuż po zakończeniu I wojny światowej. Czy więc nie pojechali z matką, czy zdążyli szybko wrócić?
Z opowieści prababci, które znałem dotychczas, wynikało, że Paulina miała czworo dzieci: moją prababcię Agatę, Lizę, która potem mieszkała w Łodzi, i Jana oraz Antoniego, którzy pozostali potem w Pińsku. Teraz usłyszałem o kolejnej trójce.
W Rosji miał pozostać na zawsze Feliks, który został komisarzem bolszewickim, do Pińska już nie wrócił i zerwał kontakty z rodziną. Podczas powrotu do Pińska zaginął gdzieś po drodze brat bliźniak Lizy – Ławrentij (Wawrzyniec). Praprababcia Paulina poszukiwała go podobno przez cały okres dwudziestolecia międzywojennego. Odnalazła dopiero tuż przed wybuchem II wojny światowej w Homlu po sowieckiej stronie granicy. Według relacji Ławrentij wychowywał się w sowieckim domu dziecka.
W opowieści cioci Heleny pojawia się postać jeszcze jedna siostra, Anna, najstarsza z rodzeństwa. Anna wraz z mężem po nawiązaniu kontaktu z Ławrentiijem tuż przed II wojną, wyjechała wraz z mężem do Sowietów.
Ta relacja cioci Heleny rodzi kolejne pytania. Czy wraz z matką do Rosji nie wyjechali w 1915 roku Agata, Jan i Antoni? Jak trafili na roboty do Niemiec? Dlaczego Anna wyjechała przed II wojną do Sowietów?
Czy ma Pan jakieś przypuszczenia?
Nie. Czasami myślałem, że Anna mogła sympatyzować z ruchem komunistycznym. Może bardzo mocno tęskniła za młodszym bratem, który się odnalazł? Nie mam jednak żadnych podstaw, by snuć jakiekolwiek przypuszczenia.
Wyjaśnił Pan tę zagadkę z podwójnym ślubem prababci Agaty?
Napisałem do Archiwum w Brześciu z prośbą o kopie dokumentów dotyczących rodziny Stefana i Agaty Stępniów, mieszkających przed wojną w Pińsku. Na odpowiedź nie czekałem długo. Wśród dokumentów było zaświadczenie ślubne pradziadków poświadczające zawarcie ślubu w dniu 14.10.1923 roku w prawosławnym soborze katedralnym św. Teodora w Pińsku. Było też kolejne, z 15.04.1925 roku poświadczające zawarcie małżeństwa w katolickiej katedrze w Pińsku z adnotacją o zmianie wyznania mojej prababci z prawosławnego na katolickie.
Domyśla się Pan, co mogło się stać, że dziadkowie wzięli ślub po raz drugi?
Pradziadek Stefan był katolikiem z kieleckiego. W Pińsku służył w wojsku i tam poznał prababcię; przekazy rodzinne mówiły, że wcześniej interesował się jej siostrą Lizą. Może powodem przejścia na katolicyzm była chęć poprawienia sobie poziomu życia? Nie wiem.
Może wpływ miały jeszcze dwa czynniki? Ponoć prababcia dużą estymą darzyła marszałka Piłsudskiego. Czy to zbliżało ją do polskości i do katolicyzmu? Może też jakiś wpływ miał konflikt między siostrami Agatą i Lizą, a braćmi Janem i Antonim. Od matki chłopcy dostali ziemię i dom przy ulicy Krzywej w Pińsku; nie znam szczegółów, ale może konflikt na tym tle spowodował odsunięcie się sióstr od braci, i zbliżenie się do rodzin mężów. Liza również wyszła za katolika, ale chyba pozostała prawosławna, o czym może świadczyć nagrobek na cmentarzu prawosławnym w Łodzi.
Czym dla Pana były te odkrycia dotyczące rodzinnej historii?
To coś ważnego, jak każde odkrycie z historii rodziny. Dodatkowo uświadomiło mi, w jak wielu różnych kulturach, tradycjach i religiach wzrastali nasi przodkowie. Noszę w sobie cząstki różnych pierwiastków kulturowych z Polesia, Wielkopolski, Ziemi Piotrkowskiej, Galicji, kieleckiego i że nie byłbym tym, kim jestem, bez tego kulturowego wymieszania.
Ta historia pokazuje mi też, że nasi przodkowie byli ludźmi z krwi i kości; stawali przed dramatycznymi wyborami. Dowiaduję się, w jaki sposób z różnymi zrządzeniami losu sobie poradzili i jak wpływało na ich przyszłość. Że byli postawieni przez koniecznością zostawienia wszystkiego, ruszenia w daleką podróż bez celu, a potem wracali i musieli budować swe życie od nowa.
Bardzo chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej na temat historii o bieżeństwie, dotrzeć do dokumentów, które nieco rozjaśniłyby sprawę. Nie wiem przecież nawet, dokąd w 1915 roku wyjechała z Pińska praprababcia Paulina.
Co Pan, jako przybysz z zewnątrz, sądzi o współczesnej pamięci dotyczącej bieżeństwa na Podlasiu?
Myślę, że bieżeństwo ma bardzo duże znaczenie dla ludzi z Podlasia. Wielu zjawisk kulturowych, choćby historii Eliasza Klimowicza, nie sposób zrozumieć bez odniesień do bieżeństwa. Wydaje mi się również, że ma duży potencjał w sobie i jeśli pamięć o nim uda się zachować i spopularyzować, może być istotnym czynnikiem budującym tożsamość Podlasian.
Blog Daniela Paczkowskiego „Od czasu do czasu”: danielpaczkowski.blogspot.com
* Daniel Paczkowski, urodzony w Gorzowie Wielkopolskim, od 1997 roku mieszka w Białymstoku. Jest badaczem rodzinnej historii i przewodnikiem terenowym po województwie podlaskim; członek Polskiego Towarzystwa Genealogicznego od 2008 roku, w latach 2013-2014 prezes Koła Przewodników Turystycznych przy Regionalnym Oddziale PTTK w Białymstoku.
Projekt „Co nam zostało z bieżeństwa” powstał dzięki stypendium Marszałka Województwa Podlaskiego