Niura Romaniuk (z domu Jurczuk) z Pawłów

Historia zwyczajnej wiejskiej kobiety. Silnej, upartej, niezwykłej. Urodziła się w 1922, tuż zanim rodzina wyruszyła w powrotną drogę do domu. O mały włos nie trafiła wtedy do przytułku dla sierot. Uratował ją tylko upór starszej siostry. Ona jako kilkunastoletnia dziewczyna postanowi zbudować swojej rodzinie dom.

Niura Romaniuk, 2013. fot. Aneta Prymaka-Oniszk

Jej historia w „Bieżeństwie 1915” nie jest długa, ale mocno zapada w pamięć.

„Gdy w drodze powrotnej ginie ojciec Niury [wschodnie zdrobnienie od imienia Anna – AP] Romaniuk z Pawłów, a potem przepada matka, Maria – najstarsza z sióstr – ma piętnaście lat, młodsza – siedem, Niura jest jeszcze przy piersi. Maria słyszy wtedy od sąsiadów, szanowanych mężczyzn: „Ty, oddaj do przytułku choć tę najmłodszą, co z niemowlakiem zrobisz? A tak pójdziesz paść krowy czy dzieci niańczyć, na swój chleb zarobisz”. Maria nie oddaje. Po paru dniach matka się odnajdzie. Niura opowiada mi tę historię w 2013 roku. Ma dziewięćdziesiąt dwa lata, mówiła o tym już nieraz. Zawsze wtedy płacze.”

***

Rozmawiamy latem 2013 roku. W Pawłach, malowniczej wsi 4 km od Narwi (i 30 km do Białegostoku). Wypytuję starszych ludzi o bieżeństwo. Wszyscy kierują mnie „do Niurki”. Ona pewno coś pamięta i umie dobrze opowiedzieć – mówią. Otwiera drobna staruszka, zaprasza do domu. Opowiada barwnie, z detalami.

Gdy z mamą i siostrami wróciły z bieżeństwa, ich dom i niemal całe Pawły był spalony. Brat mamy kopie więc im w Kaniukach ziemiankę (pani Niura mówi: pohreb). Mieszkają w niej, a jedzenie mama gotuje w ogrodzie na cegłach. Oczywiście gdy zarobiła (przędła po polskich wioskach) albo wyżebrała kartofle albo coś, co można było ugotować. Zima przygarnia ich wujek w Kaniukach, ale w domu jest ciasno a głodna Niura bez przerwy płacze; u wujka zresztą też sąmałe dzieci. Ciężko się żyje.

Jeden z gospodarzy, u którego mama pracowała, proponuje, że zaorze jej pole, by mogła posiać żyta. – Mieliśmy cały uczastok – podkreśla z dumą pani Niura. Uczastok to stosowana jeszcze za cara miara ziemi, jego wielkość była we wsiach różna ze względu na różną jakość ziemi; 1 uczastek mógł zawierać więc od 10 do 18 hektara. – Mama posiała i latem 3 kopy żyta potem. I za to żyto kupiła taki świeronek, przenieśliśmy go i postawiliśmy chatkę, malutką, z jednym oknem. Była malutka ale własna.

Starsza siostra wkrótce wychodzi za mąż, wyprowadza się do niedalekiej wsi Potoka. Ludzie we wsi zaczynają się dorabiać lepszych domów, Niura z siostrą i mamą wciąż mieszkają w swojej maleńkiej chatce. – Jak już byłam panienką i z zabawy ktoś mnie chciał odprowadzić, odmawiałam. Nie chciałam, by zobaczył, w jakim domku mieszkam.

***

Gdy w 1939 roku przychodzą Sowieci, Niura ma 17 lat. Słyszy od znajomego ze wsi: Niurko, teraz jest takie prawo, że 3 gospodarzy z Pawłów dostało bezpłatnie drewno na nowy dom. Wam też dadzą. Idź tylko do Narwi, do gminy.

Niura mówi o tym mamie. Ta kręci głową: – Nawet jak ci dadzą drewno w Białowieży, to jak je stamtąd przywieziemy? Nie mamy konia, nie ma gospodarza, by pojechał, załadował. Dziewczyna powtarza to znajomemu. Ten mówi: – Niekoniecznie musicie w Białowieży brać to drzewo. Można poprosić o przydział w Janowie, a to przecież niedaleko, za rzeką. [to w linii prostej nie więcej niż 10 km]

Idzie więc do gminy do Narwi. Tam pytają, ile u nich ziemi. Uczastok? To za dużo na darmowy przydział, do drewna trzeba dopłacić. Niura wraca do domu i prosi matkę o zaoszczędzone rodzinne pieniądze. Ta jednak w powodzenie starań córki nie wierzy. Lepiej znów stary chlew kupię, przeniesiemy go i żyć będziemy – mówi. Córka nie ustępuje. W końcu matka rzuca sakiewkę na stół, mówiąc ze złością: – Ani drewna, ani pieniędzy mieć nie będziemy.

Gdy Niura wysypuje w gminie w Narwi zawartość sakiewki: głównie monety po 20 groszy, urzędnicy się śmieją: Czy twoja matka pod kościół chodziła zbierać te pieniądze? Ale przydział na drewno dają. Dziewczyna idzie więc do leśniczego w Janowie, pokazuje mu papiery. Ten kręci głową: Dziewczynko, w tych papierach średnica drewna jest 45, w moim lesie takiej nie ma. U nas tylko mniejsze, na chlewy, stodoły, na budynki gospodarskie. Niura z płaczem przeprawia się przez rzekę i idzie do wujka do Puchłów. Ten daje jej butelkę samogonu. – On jest pijakiem, zanieś mu to. Niura wraca do Janowa, leśniczy zaczyna na nią krzyczeć, gdy jednak widzi wódkę, mówi: – Poszukamy tej średnicy, może coś się znajdzie. Znajduje się.

Jesienią trzeba ściąć wyznaczone drzewa. Niura prosi szwagra (tego z Potoki). Idzie też do starszego samotnego człowieka, którego jej mama czasem dokarmia. We dwóch piłują, Niura im pomaga. Zimą trzeba to drewno zwieźć. Ale jak to zrobić, nawet z pobliskiego Janowa, bez konia i mężczyzn? – Zaczęłam chodzić po chatach. I zanim weszłam , zawsze się żegnałam, mówiąc – Boże, żeby nie odmówili. I nikt nie odmówił, tylko jeden nie miał czasu.

Zaprzęgli swoje konie, pojechali. Nakładli drewna na wozy. Dojechali do Narwi – trzeba przejechać rzekę bródem. I jeden słaby koń ugrzęzł w wodzie, jeszcze chwila a utonie. Gospodarze krzyczą do Niury: Leć do najbliższej wioski, oni rzeczni ludzie, może będą wiedzieli, co robić! Pobiegła, w pierwszej z brzegu stodole człowiek młóci żyto. Dziadziańka [wujaszku] , ratujcie! – prosi. – Biegnij szybko dziewczynko, niech wyprzęgają konia, bo go wciągnie do rzeki. Niech zaprzęgną na suchym, zaczepią powróz za drewno i je wyciągną – słyszy.

Biegnie więc. – Mać twoju j.. z twoją chatą, ja jeszcze chce żyć. Taki mróz, a ja polazę do rzeki powróz zaczepiać – krzyczą sąsiedzi Niury. Dziewczyna mówi więc: – Ja polaze, tylko powiedzcie, czy jak będę tonąć, to będziecie mnie ratować. Mówią, że będą. Więc dziewczyna idzie. – Mężczyźni z brzegu mnie instruowali, jak mam zakładać. Założyłam, oni zaprzęgli parę koni i wyciągnęli to drewno. Pojechali do domu, a ja pobiegłam do Puchłów, do tamtejszej matuszki [żona księdza prawosławnego], ogrzać się, bo na mnie całe ubranie już od mrozu trzeszczało. A ona przestraszyła się – dziecko, co ty, topiłaś się? Zdjęła ze mnie to ubranie, dała szlafrok, wysuszyła, ogrzała. No i w nocy wróciłam przez las do domu, 7 kilometrów – wspomina Niura.

Teraz trzeba odpowiednio pociąć zwiezione drewno. Niemcy (w międzyczasie okupację sowiecką zastąpiła niemiecka) zaczęli wysiedlać mieszkających pod lasem gospodarzy, by nie pomagali partyzantom. Jeden z nich, z piątką dzieci, osiedlił się w Pawłach, głodują. Umie za to ciąć drewno, Niura więc proponuje mu pracę w zamian za część swoich zapasów żyta. Potem wioskowi chłopcy za dwie paczki papierosów składają pocięty materiał, przykrywają. Drewno na dom jest przygotowane.

Niura Romaniuk, 2013, fot. Aneta Prymaka-Oniszk

***

Za Sowietów Niura, poza gromadzeniem materiału na dom, uczy się. Już wcześniej skończyła 3 klasy podstawówki, chciała uczyć się dalej, ale w domu było za biednie. Teraz dostaje szansę – nowa władza potrzebuje nowych kadr. Kierują ja na kurs pedagogiczny do Białegostoku, a potem uczyć dzieci do wsi Rutkowskie (pod Łomżą). Nie czuje się pewnie, zdaje sobie sprawę z własnych braków jako nauczycielki. Chodzi więc do dyrektora szkoły do Jaświł, starszego pana, by ją poduczał. Potem, już za Niemca spotka go w Rybołach. Panie dyrektorze – ucieszy się. Ten położy palec na ustach: Proszę nikomu nie mów. Nie doczeka końca wojny, rozstrzelają go z całą rodziną.

Gdy mieszka w Rutkowskich, tęskni za niedzielną modlitwą. W okolicy nie ma cerkwi, zresztą i tak sowieccy nauczyciele modlić się nie powinni. Niura mówi jednak swojej gospodyni, która jedzie w niedzielę do kościoła: Chciałabym pojechać z panią, ale boję się. Ta ją uspokaja: – Proszę jechać, u nas komuny nie lubią, nikt pani nie wyda. I rzeczywiście nie wydają.

W 1941 roku przychodzą Niemcy, marzenia o byciu nauczycielką się kończą. Z koleżanka i kolega, którzy też jeździli na kursy pedagogiczne decydują, skoro przy Niemcach nie da się uczyć, pójdą do Rosji, by tam skończyć zaczętą szkołę. Wyruszają; po drodze zachodzą do jej siostry do Potoki przenocować. A ona mówi – Ja Ciebie z Rosji malutką wiozłam, a ty znowu teraz chcesz tam iść? Nic z tego, zostajesz. Nie puszczę cię do Rosji. No i Niura została.

Ale w domu bywa strasznie. Jej koleżanki z kursu pedagogicznego któregoś dnia zabrali Niemcy.  Pod lasem był dom, w którym ponoć zbierali się partyzanci. Niemcy podejrzewali, że te dziewczyny do nich chodzą. Ruszyli więc z nimi teraz do tego domu; dziewczyny gnali przed sobą niczym żywe tarcze na wypadek, gdyby partyzanci zaczęli strzelać. Na szczęście dom był pusty. Dziewczyny ocalały. Ale przestraszona Niura wszystkie swoje książki z kursów schowała w chrust.

***

Któregoś dnia gospodarz z drugiego końca wsi proponuje: Mam 4 krowy a bardzo mało łąki. Paście więc moje krowy na swoim pastwisku, to ja wam postawię dom.

Niura każdego dnia pasie jego krowy, a on buduje im dom. Stoi już po okna, gdy któregoś dnia przychodzi wieść, że Biura ma się pakować. Zabierają młodych na roboty do Niemiec. Mama płacze: Oj ty moj haspadaryk  [mój ty gospodarzyku], już my domu nie pobudujemy”.

Samochody wiozą młodzież do Białegostoku. Tam badają ich lekarze, liczą. Wokół straże co 50 metrów i drut kolczasty. Tylko przy ustępie deski. Niura proponuje koleżance ucieczkę. Może wtedy, gdy będą nas ładować do pociągów? Koleżanka odmawia; boi się. Niura próbuje więc sama. Przełazi  przez płot-deski koło ustępu, skacze w dół. Po szosie obok idzie wojsko. Dziewczyna drętwieje ze strachu. Obok była jama na pomyje, skacze do niej. Nikt jej nie zauważa.

Biegnie do znajomej, u której mieszkała na kursach pedagogicznych. Ta proponuje: Zostań, tu nikt cię nie będzie szukać.  Ale Niura wie, że jeszcze dziś przyjdzie jej siostra, przyniesie chleba na drogę. Gdy zacznie jej szukać, wyda się, że uciekła. Rusza więc drogą do domu. Z daleka widzi nadchodząca siostrę. Woła ją – Wiera, Wiera! Proponuje: idź ty jedna stroną szosy, ja będę szła drugą, kawałek za tobą. Bo jak mnie będą gonić, to  mnie zabiorą, a ty ocalejesz.

W Zabłudowiu Niura skręca do Soc do ciotki. Kładzie się na piecu, prosi by ciotka rzuciła na nią jaki łachy, by jej nie było widać. Gdy nad ranem ktoś zaczyna stukać w okno, jest pewna, że to przyszli po nią. Ale to była mama. Przybiegła zobaczyć cudownie ocalała córkę.

***

Niura wraca do domu po kilku tygodniach, gdy jest pewna, że nikt jej nie szuka. Ale  wciąż zabierają młodych na roboty. Niura boi się, ze znów się o nią upomną, panny biorą w pierwszej kolejności. Postanawia więc wyjść za mąż.  – Myślałam: Niemcy pójdą, to i ja od niego odejdę, nie będę z nim żyć.

Żyją z rodzicami męża. Gdy przychodzą Sowieci, teścia aresztują za sołtysowanie za Niemca, prowadzą do Puchłów, rozstrzeliwują. Mąż Niury też nie nocuje w domu. Śpi pod oknami u sąsiada, w pokrzywie. Nocami rzeczywiście coraz częściej przychodzą ludzie z bronią. W okolicy mówią na nich „bandy”. Różni  przychodzili. Łazili, trzęśli, szukali. U teściowej wszystko pozabierali – gdzie jaka motyczka, wszystko. I ona żyła jak ostatnia biedaczka. Nas wysłała do mojej mamy, żeby tam było bezpieczniej, skoro zabili męża,  może choć Iwan przeżyje – mówiła.

Niektórzy wyjeżdżają do ZSRR tak, jak namawiają agitatorzy. Im to nawet nie przychodzi do głowy. Przecież Sowieci zabili jej teścia. Ta trauma idzie z nimi. Jej mąż, jak się tylko napije (a niestety popija często), zawsze krzyczy, że pójdzie partię rezać, za to, że  mu ojca rozstrzelali. Gdy już pojawiają się dzieci i w szkole nauczyciel każe szyć mundurki pionierskie, Niura mówi stanowczo – Nijakiego mundurka nie uszyję. Moich dzieci nie zapiszę też do żadnej partii. Już wystarczy, ze teścia za sołtysowstwo rozstrzelali!. I nauczyciel w końcu odpuszcza. Dzieci chodzą do szkoły bez mundurka.

***

W sumie pięć domów w życiu pobudowałam, zaczynając od tego rodzinnego, który jeszcze stoi, dziś jest uznawany za zabytek – podkreśla pani Niura.  Córkę wyuczyła za nauczycielkę, syna za elektryka; drugiego też chciała, ale ten nie chciał się uczyć. Ale ten pierwszy umarł tak młodo. Pani Niurze trudno się z tym pogodzić.

Dużo przeżyła, oj dużo. Gdy jej tak źle, bierze zeszyt, układa wiersze i piosenki.

Pani Niura umarła w 2016 roku.

 

Projekt „Od bieżeństwa do wymiany ludności” powstał dzięki stypendium Marszałka Województwa Podlaskiego