Artur Markowski; historyk Uniwersytetu Warszawskiego

Bieżeństwo dla Żydów znaczyło co innego

artur na stronę

dr Artur Markowski

Żydzi w bieżeństwo nie jechali – słyszę często we wspomnieniach dotyczących 1915 roku. W statystykach Komitetu Wielkiej Księżnej Tatiany stanowią zaś aż 6,4 proc. wszystkich uchodźców, którzy znaleźli się w głębi Imperium Rosyjskiego. Jak pogodzić jedno z drugim?

Szukam historyka, z którym mogę porozmawiać o historii Żydów w czasie bieżeństwa. Kilka osób poleca mi dr. Artura Markowskiego z Instytutu Historii Uniwersytetu Warszawskiego. Na stronie internetowej UW czytam o nim: Zajmuje się historią społeczną XIX wieku, szczególnie dziejami Żydów w obszarze wpływów Imperium Rosyjskiego, przemocą antyżydowską i procesami konwersji.

Gdy się już spotykamy, okazuje się, że dr Markowski pochodzi z Białostocczyzny i możliwe, że bieżeństwo jest też elementem jego rodzinnej historii.

Aneta Prymaka-Oniszk: Porozmawiajmy o bieżeństwie 1915 roku…

Dr Artur Markowski: Bieżeństwo wydaje mi się bardzo ciekawe z perspektywy kultury pamięci. Bo z historycznego punktu widzenia było to wielkie uchodźstwo ludności; w historii takich migracji było wiele. O tym uchodźstwie z 1915 roku w dodatku wiemy bardzo mało. Jednak bardziej od samej wiedzy o wydarzeniu ciekawe jest dla mnie to, co z niego pamiętamy, jak pamiętamy oraz co z tą pamięcią czynimy.

Ciekawe wydaje się też to, że niemal we wszystkich wspomnieniach bieżeńców powtarza się to, że w bieżeństwo pojechali tylko prawosławni. Nie pojechać mieli katolicy i Żydzi. Z katolikami niezupełnie jest to prawda, pojechało kilkaset tysięcy. Choć na Podlasiu ten pogląd opisuje tendencję, że prawosławni z reguły jechali, a katolicy z reguły zostawali. Jak było z Żydami?

Żydzi w bieżeństwo też pojechali, choć nie tak masowo. Ruchy żydowskie zaczęły się o wiele wcześniej niż lato 1915, bo już w styczniu 1915. Rosyjskie władze ich „przepychały” na wschód, chciały odepchnąć od frontu. Lub przeciwnie – na południu pędziły ich w kierunku frontu, by przepędzić na druga stronę, do wroga.

To inna historia niż uchodzących przed wojną chrześcijan. Było to jedno z wielu wydarzeń, które wówczas dotknęły Żydów, niezbyt istotne. Pogromy, które zdarzały się podczas I wojny, sama wojna – to było nieporównywalnie bardziej traumatyczne. Poza tym – oni mieli tradycję znacznie większej mobilności terytorialnej niż np. chłopi z guberni grodzieńskiej. Gdy zdarzały się Żydom przesiedlenia, nie było to wyrywanie ich z całego kontekstu, z całej własnej tradycji. W mentalności społeczności żydowskiej nie ma takiego przywiązania do sztetł, jak u ówczesnych chłopów do wsi. Owszem mają tu groby przodków, itp., ale to co innego. To nieporównywalne z chłopami, którzy nie ruszają się poza obręb swego powiatu – tam światowym człowiekiem staje się tylko ten, który idzie do wojska i po powrocie opowiada o dalekich krajach, które widział. Żydzi od wieków podróżują; poza tym jako zbiorowość oni są nieporównywalnie lepiej wykształceni i łatwiej mogą liczyć na wsparcie nawet odleglejszych gmin w czasie podróży.

Czyli nawet jeśli Żydzi w bieżeństwo wyjechali, ich los jako zbiorowości był inny niż chłopów spod Białegostoku, Bielska czy Sokółki?

Tak, zapewniała to tradycja mobilności. Poza tym system pomocy społecznej wśród Żydów był lepiej skonstruowany – ludność chłopska nie miała tradycji pomocowych, pomagała im trochę cerkiew, zdarzały się tu jakieś inicjatywy charytatywne, ale systemu samopomocowego nie było. Wspólnota w pocz. XX wieku nie wykształciła instytucji permanentnej pomocy współziomkom. Doraźne inicjatywy pomocowe uzależnione były od autorytetów i lokalnych przywódców a więc najczęściej przypadkowe. Wśród Żydów istniała wielka tradycja organizacji pomocowych, funkcjonowały one od stuleci. W 1915 roku można było to wykorzystać. Synagoga jest miejscem zgromadzeń, gdzie migrujący ludzie mogą nawet spać. Cerkiew to zupełnie inna filozofia. Synagoga w odróżnieniu od cerkwi nie jest świątynią.

W samej Warszawie, gdy zaczęło się wypędzanie ludności żydowskiej przez armię, utworzono 35 takich samopomocowych miejsc. Poza tym język żydowski łączył ludzi, choć były różne jego dialekty. Ale Żydzi często się przemieszczali i byli przyzwyczajeni, że te dialekty się mieszają, mieli poczucie wspólnotowości szczególnie w chwili zagrożenia. Podziały ideowe i kulturowe (np. problem litwaków) odchodziły na chwilę na drugi plan. To poczucie wspólnoty działające także gdzieś daleko w Rosji, bardzo Żydom pomagało. Inna sprawa, że Żydzi migrując często spotykali niechęć. Tak było także podczas I wojny światowej, ale nikogo to szczególnie nie dziwiło. Doświadczenia przemocy (fizycznej ale także werbalnej czy symbolicznej) były w pocz. XX wieku bardzo rozpowszechnione i choć może nie były normą społeczną, to stanowiły niestety częste społeczne doświadczenie.

Czy są jakieś statystyki pokazujące, jaka część Żydów zamieszkujących zachodnie gubernie Imperium Rosyjskiego, została w 1915 roku wygnana ze swoich domów?

Są bardzo rozproszone, niecałościowe, zbierane rozmaitymi metodami. Nie da się tego policzyć. Ile osób ruszyło w tą wędrówkę ludów bardzo trudno nawet oszacować. Może lepszym miernikiem jest miejsce urodzenia dziadków, rodziców dzisiejszych mieszkańców części podlaskich wsi? W jakiś sposób może określić skalę tych ruchów – w tym przypadku powrotów ze Wschodu, ale nikt nigdy tego nie badał.

Czy wśród społeczności żydowskiej istnieje dziś świadomość tego, co spotykało ich przodków w 1915 roku?

Żydzi nie pozostawili dramatycznych opisów bieżeństwa. Oni się z tym dziś nie identyfikują. To wydarzenie jest dla nich czymś zupełnie innym niż dla podlaskich prawosławnych chłopów, dla których bieżeństwo oraz działające tu po wojnie oddziały Burego, to były dwa silne nieszczęścia. Pamięć o tych dwóch wydarzeniach jest kluczowa, fundamentalna wręcz dla całego XX wieku. Trauma bieżeństwa dla potomków chłopów dodatkowo łączy się z późniejszym odbieraniem cerkwi i bycia obywatelami drugiej kategorii w międzywojennej Polsce. Oni byli pozostawieni sami sobie, niemalże nie mieli organizacji i inteligencji. To musiało silnie odcisnąć się na pamięci, która kształtowała się na podlaskich wsiach.

Dla Żydów najważniejszy z tego czasu jest opowieść o antysemityzmie II Rzeczpospolitej, o wojnie i Holocauście, potem też jest antysemityzm powojenny, wyjazdy tych, co ocaleli. To całe pasmo nieszczęść. Zupełnie nie ma w tym przekazie bieżeństwa. Z perspektywy formowanej kolektywnie pamięci o przeszłości inne traumy przyćmiły żydowskie bieżeństwo i nic w tym dziwnego. Wypędzenia wpisały się dramatami w historię Żydów a bieżącą traumą wznowioną (po czasach rzezi Chmielnickiego) w II poł. XIX w były pogromy.

Podobnie nie ma polskiego przekazu o bieżeństwie..

– No tak; dla większości Polaków zupełnie nie ma tego tematu; podobnie zresztą jak dla Żydów. Może to świadectwo separacji jaką polski dyskurs historyczny tworzy w obliczu przeszłości nie-katolików? Podobne mechanizmy mieliśmy w przypadku Żydów w czasach PRL-u.

Czy bieżeństwo dotknęło także Pana przodków?

Być może; nie są to historie, o których w mojej rodzinie ktokolwiek wspominał – to raczej moje domysły wynikające z wiedzy o miejscu urodzenia Babci. Biorąc pod uwagę to, że na poziomie mikroskali – zupełnie indywidualnym, nie tworzono raczej utrwalonych poświadczeń źródłowych – chyba nigdy nie będę się mógł przekonać o tym, jak było.

Więcej informacji o pracy naukowej dr. Artura Markowskiego – http://www.ihuw.pl/instytut/o-instytucie/pracownicy/dr-artur-markowski

logo

Projekt „Co nam zostało z bieżeństwa” powstał dzięki stypendium Marszałka Województwa Podlaskiego