Psalmista Paszczuk z Orchówka pod Włodawą, jeden z moich ulubionych bohaterów książki „Bieżeństwo 1915. Zapomniani uchodźcy”. Latem 1915 roku z żoną, rocznym dzieckiem, stają przed dramatyczną decyzją: uciekać, czy został. Straszliwa wojenna machina idzie wprost na nich. Ludzie z trwogą spoglądali na zachód, skąd z każdym dniem przybliżała się wojna – napisze w relacji, którą na początku 1917 roku wydrukuje Biuletyn Komitetu Wielkiej Księżnej Tatiany. – Jej znakiem były pożary nocami rozświetlające okolicę piekielnym blaskiem. Za dnia dym przesłaniał słońce, przebijające się czasem krwawym blaskiem. (…). 30 lipca zaczął się najtragiczniejszy czas: wojska bez końca maszerują na północ, za Bug. Przerażeni chłopi ze łzami w oczach patrzą i nie wiedzą, co robić. (…) Wojskowi zapowiedzieli, że jeszcze dziś mogą wkroczyć Niemcy. (…) 31 lipca rano rozległy się wybuchy od strony stacji kolejowej, to nasze wojska wysadzały mosty i urządzenia kolejowe.
W końcu wyruszają. Psalmista Paszczuk z ogromną wrażliwością opisze później tę straszliwą podróż. Sąsiednie wioski, ze 2 wiorsty od naszej, płoną – napisze o pierwszych godzinach swego bieżeństwa. – Z lasu, 5-6 wiorst, rozlega się buch-buch – to rozrywają się nieprzyjacielskie pociski; tak blisko, że widać rozbłysk. Podjeżdżamy do mostu drewnianego; obok nowe mosty i wszędzie masa biegnących – pisk dzieci, płacz matek, krzyki mężczyzn, skowyt psów. Nawet zwierzyna wydaje żałobne dźwięki, czując nadchodzącą śmierć. Mosty już obłożone słomą, pewnie i naftą polane. Obok żołnierze tylko czekają, by z nimi skończyć…
Jego relacji często nas zaskoczy. Choćby ten fragment: Na noc stanęliśmy w szczerym polu. I widzimy, że nasi „szabrownicy” taszczą kartofle, wodę i drewno oraz z 15-20 funtów mięsa. „Wreszcie zjemy jak panowie” – cieszą się. Ale lepiej byłoby, żeby tego mięsa nie mieli. Nie dogotowane, na wygłodzone żołądki, sprawiło, że wiele osób musieliśmy tu pochować.
W końcu trafia na Krym, w okolice miasteczka Dżankoj. Choć Orchowiacy jakoś ułożą tu sobie codzienne życie, szybko pojawi się tęsknota. Zamiast porządnej zimy ze śniegiem jest jakaś gnijąca pogoda, deszcze padają całą jesień, zimę i wiosnę. Gliniana gleba zmienia się od nich w klej; nóg nie sposób za sobą ciągnąć, tak oblepia buty. Latem słońce pali niczym w piekle. Nie ma ukwieconych łąk; o poranku nie błyszczy rosa. Nie ma lasów, ni kukułek, ni bocianów, nawet zwykłej wrony tu nie uświadczysz. Mało tu także deszczów, z grzmotami i błyskawicami. Ot i Krym.
Relacja psalmisty Paszczuka kończy się na początku 1917 roku, jeszcze przed rewolucją. Co się z nim stało? Czy przeżył? Czy wrócił do Orchówka? Nie udało mi się odnaleźć żadnego śladu. Potomkowie większości moich bohaterów odezwali się po wydaniu książki, albo ktoś inny podsyłał informacje o ich dalszych losach. O Paszczuku nie napisał nikt, a ci, co sama pytałam, nic o nim nie wiedzą.
Może na sobotnim spotkaniu wokół książki „Bieżeństwo 1915” we Włodawie uda się coś ustalić? Może wspólnie zastanowimy się jak mogły wyglądać jego losy? Zapraszam!
Sobota 23 września, godz. 16, Festiwal Trzech Kultur, Mała Synagoga.
I moja rodzina udała się na tułaczkę . Pradziadek Szamryk z żoną i piątką dzieci z Krzywowierzby, niedaleko Włodawy dotarł do Symbirska ( obecnie Uljanowsk) nad Wołgą.. Kto wie cokolwiek o ” bieżeńcach”, którzy dotarli do Symbirska- Zaguudajewki. Ogromnie żałuję, że nie mogłam być. Jednak mam nadzieję, że spotkam potomków „bieżeńców”