Wielki strach zapełnił drogi cywilami uchodzącymi tak przed ogniem dział czy pożarami, jak cieniem mordercy w feldgrau (kolor mundurów armii niemieckiej). To nie opis bieżeńców 1915 z Podlasia, Chełmszczyzny i Królestwa Polskiego. Dotyczy Belgów i Francuzów. W sumie 2 mln. z nich podzieliło podczas I wojny światowej uchodźczy los.
Latem 1914 r. lęk przed Niemcami wyrzucił z domów kilkaset tysięcy Belgów i Francuzów. Śmierć 5100 cywilów zabitych (ze strachu przed „partyzantami”) w 130 miejscowościach Belgii i Ardenów, zbudowała – przy aktywnej pomocy propagandy – stereotyp bezlitosnego Bosza (fr. boche, pogardliwie o Niemcu) – pisze historyk Andrzej Nieuważny na łamach „Wielkiej Wojny”, pomocnika historycznego Polityki. Do uciekających dołączają mieszkańcy wysiedlani z przygotowujących się do obrony twierdz.
To był dopiero początek. Front praktycznie zatrzymał się w miejscu, rozpoczęła się wojna pozycyjna. Ale to nie znaczy, że nie pojawiali się nowi uchodźcy. W latach 1915-17 pogłoski o nadchodzących niemieckich ofensywach wyrzuciły z domu dziesiątki tysięcy Francuzów. Z rejonów walk władze ewakuowały tych, co sami nie uciekli – z okolic Verdun 45 tys., z Reims ze 120 tys. przedwojennych mieszkańców pozostało jedynie 20 tys. Kolejne 200 tys. uchodźców przynoszą niemieckie ofensywy 1918 roku (m.in. druga bitwa pod Marną) oraz paradoksalnie – sukcesy aliantów. Tysiące Francuzów wyzwolonych spod niemieckiej okupacji wysiedlano na zaplecze frontu. Przybywają także uciekinierzy z terenów okupowanych wciąż przez wroga. Gdy blokowanym przez alianckie fronty Niemcom zajrzał w oczy głód, chętnie przystali na odpływ zbędnych gęb do Szwajcarii. A z niej (..) wróciło pod ojczystą administrację ponad pół miliona Francuzów, zwłaszcza kobiet i dzieci – pisze Andrzej Nieuważny.
Jaki los spotkał tych ponad 2 mln. uchodźców? Nielekki, jak to na wojnie. Nieporównywalny jednak do katastrofy humanitarnej, jaka zdarzyła się w 1915 roku w Imperium Rosyjskim i jaka przyniosła setki tysięcy ofiar (łagodnie licząc). Na zachodzie liczba uchodźców rosła stopniowo, nie była to tak gigantyczna i trudna do opanowania fala, jak nasze bieżeństwo. Państwo jakoś sobie z nimi radziło – przesiedlało dalej na południe, wypłacało zasiłki, dawało schronienie. Pomagali zwykli ludzie, powstały organizacje charytatywne.
Tragedie, jakie dotknęły belgijskich i francuskich uchodźców, brzmią jednak znajomo: rozdzielone rodziny, zagubione dzieci, utrata całego dobytku i brak środków do życia, trauma po wojennych przeżyciach. Początkowy entuzjazm miejscowej ludności z czasem osłabł, pojawiła się wręcz wrogość do „darmozjadów”.
Nic więc dziwnego, że zaraz po zakończeniu wojny w 1918 roku potężna fala ruszyła więc do swoich domów. Ale po tych bardzo często nie było śladu… Tereny, na których toczyły się walki, były jednak totalnie zdewastowane, państwo więc próbowało ograniczyć te powroty.