Prawosławny duchowny Jan Kotorowicz jest jednym z bohaterów książki „Bieżeństwo 1915”. Jego wspomnienia poznałam dzięki Mariuszowi Radosławowi Sawie. Nie mieliśmy pojęcia, jak ks. Kotorowicz wyglądał, ani co się z nim stało po II wojnie. Do niedawna.
Samo spotkanie z ks. Janem Kotorowiczem było szczęśliwym trafem. Jego wspomnienia zamieszczone w 1941 roku w „Wiadomościach Krakowskich” – ukraińskiej gazecie wydawanej pod okupacją niemiecką odnalazł, przetłumaczył i opracował, lubelski historyk Mariusz Radosław Sawa. Przysłał mi je przez kontakt ze strony biezenstwo.pl.
Nasz powiat hrubieszowski wysiedlono w połowie czerwca – czytamy w pierwszej części „Ciernistego szlak Chełmszczyzny”. – W najpiękniejsze dni wojennego lata 1915 roku przyszedł ten surowy nakaz i nie można było się jemu przeciwstawiać. Dnia 15 czerwca 1915 roku cała moja wieś, w której byłem diakonem (Hostynne na Hrubieszowszczyźnie) musiała wyruszyć w daleką nieznaną drogę, zostawiwszy wszystko, czego udało się dorobić długoletnią i ciężką pracą. Chłopi zabrali ze sobą jedynie inwentarz żywy: konie, krowy, nierogaciznę, nawet kury i wszystko, co można było wziąć na wóz.
Wspomnienia są ciekawe i cenne. Ksiądz Kotorowicz poszedł razem ze swoimi parafianami, opiekował się nimi. To nieczęsta postawa duchowieństwa, zarówno prawosławnego jak i katolickiego. Bardzo mocno wpłynęło jednak na los wiernych. Ksiądz Kotorowicz – to już fragment „Bieżeństwa 1915„ – (…) ma zaświadczenie ze spisem wszystkich wiernych, na jego podstawie w punktach żywieniowych dostaje chleb, mięso, cukier, kaszę. Wie, z kim rozmawiać, by zdobyć przydział drewna na opał czy obrok dla koni. „Oprócz tego jako diakon chodziłem w riasie i powszechnie brano mnie za księdza, i dzięki temu przychylniej postępowano z całą grupą, lepiej niż z takimi, które podróżowały bez swoich duchownych” – przyznaje.
Po bieżeństwie wraca razem ze swoimi ludźmi na Chełmszczyznę; los jednak go nie oszczędza. W czerwcu 1938 roku został aresztowany przez władze polskie, być może na skutek jakiejś formy sprzeciwu wobec burzenia cerkwi przez Polaków – pisze Mariusz Sawa. Trudno jednak powiedzieć wiele o losach batiuszki, zwłaszcza tych po II wojnie. – Przypuszczalnie został wysiedlony za Bug razem z ludnością ukraińską tuż po wojnie.
Mariusz Sawa jednak szukał. W ubiegłym roku zorganizował Motocyklowy Przejazd Szlakiem Bieżeństwa 1915-2015. Kilkadziesiąt osób wyruszyło z Hostynnego i przejechało do Uhruska trasą, którą szli prowadzeni przez ks. Kotorowicza ludzie, na poszczególnych przystankach Mariusz czytał fragmenty wspomnień. Potem na facebookowym profilu wydarzenia zamieszczał efekty swoich poszukiwań.
I kilka tygodni temu znalazł materiał w ukraińskim internecie: http://kivertsi.com.ua/news/rodina-vidomogo-muzikanta-bogodara-kotorovicha-vidvidala-mogilu-svogo-pradida-otcya-ivana-kotot Okazało się, że ks. Kotorowicz z żoną Katarzyną został przesiedlony na Wołyń, do wsi Żabka. Jego potomkowie należą do muzycznej elity Ukrainy: Bogodar Kotorowycz był słynnym skrzypkiem, prawnuczka – Myrosława Kotorowycz również jest cenioną skrzypaczką.
Potem Mariusz dostał zdjęcie grobu batiuszki Katarzyny i Jana Kotorowiczów. Umarł w 1962 roku, pochowany jest w Kiwercach na Ukrainie.
A na koniec przyszło zdjęcie, zrobione ok. 1930 roku w Hostynnem. To wspaniałe uczucie móc spojrzeć w oczy jednego z bohaterów mojej książki.
Mariusz Sawa, dziękuję.
Zdjęcia za: https://www.facebook.com/events/342543292596582/permalink/575945079256401/
ta strona jest czymś wspaniałym. książka pewnie też, mam nadzieję prędko przeczytać.